O lobbingu w Polsce pisze się wcale, albo źle. Znaczy to mniej więcej tyle, że samo pojęcie pojawia się zwykle w kontekście przekrętów z milionami i znanymi postaciami ze świata biznesu i/lub polityki w tle. Lobbing, lobbyści – to wyrazy wyjątkowo negatywnie kojarzone w Polsce. W badaniu poświęconym percepcji lobbingu w Unii Europejskiej, przeprowadzonym przez firmę Burson-Marsteller w 2009 roku wyszło, że 3% Polaków postrzega lobbing jako pozytywny element procesów demokratycznych (48% mieszkańców państw „starej UE”), zaś 90% rodaków stwierdza niską transparentność, jako jeden z głównych grzechów branży (57% mieszkańców „starej UE”). To pokazuje, że powinno rozpocząć się ogólnokrajową debatę na temat lobbingu, który nie jest niezdefiniowanym zjawiskiem, ale legalnym zajęciem, sposobem na życie, wymarzoną pracą (niepotrzebne skreślić).
Postanowiłem pisać tego bloga właśnie po to, żeby powoli odczarowywać pojęcie ‚lobbingu’, zdjąć z niego tę niesprawiedliwą łatkę nieetycznej profesji. Uważam, że należy koniecznie zacząć rozgraniczać lobbing od zwykłego załatwiactwa. Udowodnić, że lobbyści, którzy wykonują rzetelnie swój zawód nie biorą łapówek, nie kupują polityków, nie chodzą obiecując, że dokonają niemożliwego.
George Lakoff, wybitny lingwista, twórca takich dzieł jak Political Mind czy Metafory w naszym życiu, popełnił parę lat temu książkęNie myśl o słoniu (niedawno pojawiło się na rynku polskie tłumaczenie). Przekonuje w niej, ponownie, do idei ramowania (ang.framing),czyli formowania dyskursu politycznego. Opisuje, podobnie jak w Political Mind, trwający kilkadziesiąt lat proces budowania potęgi amerykańskiej partii republikańskiej, której członkowie poprzez inwestowanie w różnorakie think tanki, własną prasę, dziennikarzy, pisarzy, naukowców konsekwentnie budowali spójną narrację, potrafiąc po tych wielu latach przekonać ludzi np. do metafory „ulgi podatkowej”, która tak naprawdę zachęca do przeciwstawiania się idei państwowości. Bo jak zapewniać stały rozwój kraju bez najpewniejszego dochodu jakim są podatki mieszkańców? Każda nasza złotówka jest inwestycją w przyszłość (z nadzieją, że rządzący będą wiedzieli, jak te pieniądze dobrze spożytkować).
Jednak to co w tym momencie najistotniejsze, to fakt, że w procesie kształtowania języka republikanów (ramowania), bardzo aktywny udział brali lobbyści. To oni zapewniali środki na finansowanie różnorakich przedsięwzięć, często natury intelektualnej, aby zbudować silne zaplecze eksperckie dla amerykańskiej prawicy.
I co pisze Lakoff (zadeklarowany sympatyk partii postępowej)? Otóż nawołuje on demokratów, żeby wziąć przykład z politycznych konkurentów i zrobić to samo! Bo skoro uznajemy się za intelektualną elitę, to wykorzystajmy nasze rozumy i zróbmy coś konstruktywnego dla Ameryki – pisze Lakoff.
To pokazuje, że lobbyści mogą brać udział w tworzeniu rzeczywistości. Ba, są nieodłącznym elementem tego procesu i nie ma w tym nic złego. Tak jak świat potrzebuje lekarzy, strażaków i hydraulików, tak samo niezbędni są ludzie wykonujący zawód lobbysty.
Co tydzień będę starał się przekonywać do tego, że o lobbingu można pisać i mówić inaczej. Nie może być tak, że w popularnym dzienniku pojęcie lobbing pojawia się w jednej linii z mobbingiem. Dlatego przedstawię definicje, opowiem jak to wygląda z prawnego punktu widzenia, podam przykłady kampanii lobbingowych, których wszyscy byliśmy – często nieświadomymi – świadkami. Zaproponuję książki i filmy nawiązujące pośrednio lub bezpośrednio do lobbingu. Liczę też bardzo na dyskusję. Zależy mi, żeby tak jak w końcu zaakceptowano zawód PR-owca, społeczeństwo spojrzało z innej perspektywy na lobbystów. Bo dobry lobbing nie jest wcale zły.